wrz
11
KIEDY NIE MA MIEJSCA WE MNIE, NA MNIE: PRASA. (część IV, ostatnia)
Nasze ciała wołają do nas na różne sposoby. Kiedy pozwalamy sobie je usłyszeć, jest to doświadczenie zarówno fascynujące, jak i przejmujące na wskroś. Bywa, że na początku mamy dostęp do Siebie przez rezonans z Innymi. Ładunek bólu niesiony w oczach, który dotyka nas w środku i zatrzymuje na dłużej. Zrezygnowane dłonie, nieskończenie wydłużające się do ziemi, które chciałoby się wziąć w ręce i przez chwilę podtrzymać. Zgięte pod ciężarem lęku plecy, którym chcemy wyszeptać: „nie jesteś sam, wszytko będzie dobrze”. Setki luster, w postaci ludzkich ciał, które mijamy co dzień nieświadomie się w nich przeglądając i rezonując, aż docieramy do momentu, kiedy jesteśmy gotowi usłyszeć Siebie….
Jest też lustro, które przywołuje mnie zawsze i porusza do głębi: KLATKA PIERSIOWA.
Dom dla serca, którego mury przetrwały zawieruchy, najazdy i zdrady.
Dom, który niesie swoją historię.
Oczywiście pamiętam o genach, wpływie środowiska, dietach, chorobach płuc i innych czynnikach niezależnych. Pamiętam, by za chwilę o nich zapomnieć pozwalając sobie zobaczyć, usłyszeć i poczuć zapisaną w niej historię.
I wejść do środka, kiedy drzwi będą gotowe się otworzyć.
KIEDY KLATKA PIERSIOWA JEST CIENKA JAK NITECZKA …
Jak zawsze ważnym i odważnym pytaniem będzie: „dlaczego”?
Dlaczego moja klatka nie mogła się wykształcić w pełni?
Dlaczego jest tak mało miejsca na moje serce we mnie?
Dlaczego mój oddech jest tak płytki?
Dlaczego tak mało mogę przyjąć?
Dlaczego musiałem się tak obkurczyć?
Wiele lat temu, kiedy pracowałam jeszcze jako terapeutka manualna, a bioenergetyka wydawała mi się cudowną wiedzą z nieco szaloną praktyką, diagnozowałam kobietę, z bólami kręgosłupa w odcinku piersiowym: dokuczliwymi, nękającymi, stale obecnymi, wywołującymi poczucie sztywnej i ostrej metalowej blaszki w środku. Klatka piersiowa była zupełnie płaska. Spontanicznie powiedziałam: „wygląda jakby nie mogła Pani zająć za wiele miejsca i w sobie, i wokół”. To zdanie otworzyło proces naszej udanej współpracy psychosomatycznej. Ze spotkania na spotkanie otwierała się w nas świadomość, że praca nad podrażnionymi więzadłami i mięśniami nie przyniesie zmiany (o trwałej jeszcze wtedy nie marzyłyśmy) bez uznania i dopuszczenia czegoś, co szukało ujścia i połączenia z całością. Manualne procedury zabiegowe stały się drobną częścią naszej współpracy, na rzecz miękkiego, trzymającego i obecnego dotyku, w trakcie którego odbywała się wewnętrzna praca Pacjentki nad tym, by mogła rozgościć się w moich rękach, zająć w nich miejsce i pozwolić się trzymać.
To był właśnie moment rozpoznania reakcji psychosomatycznej, którą nazwałam na swoje potrzeby PRASĄ.
To był też moment, kiedy bardzo jasno rozumiałam, że praca z ciałem bez analizy nie da pełnego efektu, jaki i praca słowem bez ciała będzie zawsze ograniczona.
IMADŁO ZAMIAST KOCHAJĄCYCH RAMION
Trzymanie jest tym, co możemy dać naszym dzieciom jako podstawę dla ich przyszłego „trzymania się” w dorosłym świecie. Dziecko wystarczająco trzymane będzie mogło jako dorosły trzymać się samo lub szukać adekwatnego trzymania w otoczeniu.
Ale są też takie rodzaje trzymania, które miażdżą i niewolą zamiast wspierać, i podtrzymywać.
„TYLKO DOTĄD”- dłoń z przodu.
Rygoryzm i surowość z dodatkiem sztywności jest dla rozwoju dziecka niczym klatka dla ptaka. Niby bezpiecznie, niby jest przestrzeń, ale wszystko w określonym przez obwód metalowej klatki obszarze: nieustępliwej i nieugiętej. Skrzydła będzie można na tyle rozwinąć, na ile pozwolą ramy klatki.
Kiedy restrykcyjnemu trzymaniu towarzyszy również znaczące ograniczenie przestrzeni fizycznej dziecka oraz lęk przed jakąkolwiek próbą wychylania się z ustalonych ram, a kreatywność i ekspresja jest blokowana, nastąpi obronne usztywnienie ciała i wycofanie do środka. Pozwoli to na dopasowanie się do roszczeń i ograniczeń zewnętrznych, których kosztem będzie skrywanie się, coraz głębiej do wewnątrz, z równoczesnym obkurczaniem siebie, by być jak najmniej drażniącym i zajmującym dla otoczenia. Kształtuje się w ten sposób wzorzec:
„IM MNIE MNIEJ, TYM LEPIEJ, IM BARDZIEJ SIĘ SFORMATUJĘ TYM, JEST BEZPIECZNIEJ”.
„TAK MA BYĆ”- dłoń z tyłu.
Kiedy opiekun nie ma pojemności na dziecko, zwłaszcza tej uczuciowej, odpowiada na nie w taki sposób jakby Jego uczucia, czy zachowania były nieadekwatne, obciążając i robiące otoczeniu kłopot.
POWŚCIĄGNIĘCIE uczuciowe będzie zatem wyznacznikiem dobrej współpracy z rodzicem, dające namiastkę „dobrej” relacji.
„IM MNIEJ CZUJĘ, IM MNIEJ ODDYCHAM, IM MNIEJ MNIE JEST, TYM LEPIEJ”
Kiedy połączymy siły reprezentujące obie dłonie, a niestety jest tak zwykle, bo rodzic o zwiększonej drażliwości na zakłócenia ze strony dziecka: śmiech, piski, brudzenie, ciekawość jest zwykle rodzicem, który nie ma zbyt wielkiej przestrzeni na uczuciowość dziecka powstaje IMADŁO napięciowe, które jasno określa:
JAK MA BYĆ I ILE MOŻE BYĆ.
Skompresowana klatka piersiowa to też skompresowane uczucia. Ich ładunek jest przesunięty do góry i tam znajduje bezpieczną siedzibę w głowie i intelekcie. Zwykle jest to stan wspierany prze opiekuna:
„NA PŁASZCZYŹNIE ROZUMOWEJ, DOJRZAŁEJ MOŻEMY SIĘ SKOMUNIKOWAĆ: TAKIM CIĘ LUBIĘ”.
Ciało jako to zakłócające i niepokojące jest obkurczone do minimum w związku z tym adaptacyjnie bywa bardzo wydłużone i usztywnione, by utrzymać całą konstrukcję, z ograniczonym czuciem na obwodach, a nieprzyjemnym zagęszczeniem w tułowiu.
Klatka piersiowa jest spłaszczona, a rodzaj napięcia opisywany jest jako: „stalowy drut, który bardzo trudno jest jakkolwiek wygiąć”, „żyletkę w środku”, albo „jakbym składał się z modułów/segmentów doczepionych do siebie”.
Często widzimy dużą głowę lub taką, która wydaje się duża przy tak zwężonym ciele:
„SKORO NIE MOGŁEM SIĘ POSZERZYĆ, TO SIĘ CHOĆ WYDŁUŻĘ”
Ciało zwykle przeżywane jest jako oddzielny byt, który trzeba podporządkować ego. Poddawane jest woli i kontroli, często przez bardzo intensywne ćwiczenia fizyczne, wykonywane w odcięciu, które mają ulżyć w sztywności.
JAK SOBIE POMÓC?
Wrócić z głowy do ciała, brzmi świetnie, natomiast jest procesem pełnym wyzwań.
Przestać nadużywać ciała (siebie), zacząć je czuć, troszczyć się o nie, a z czasem ZAUFAĆ MU jest ścieżką, która podważa cały system zasiek obronnych.
Zanim można będzie zająć się otwieraniem klatki piersiowej i poszerzaniem jej, konieczne jest najpierw przywrócenie czucia ciału i oswojenie się z nim. Ciało ponownie ma stać się żywe, a nie stalowe.
Codzienne uziemienie jest najlepszą praktyką na początek. Niech głowa jak najswobodniej opada w dół, a ciało wypełnia się doznaniami, które możemy stopniowo uznawać jako bezpieczne i przyjmować za własne.
KIERUNEK Z NIEBA DO ZIEMI, Z DUCHA DO CIAŁA, Z FANTAZJI DO RZECZYWISTOŚCI jest podstawowy.
Uziemienie głowy we własnych rękach jest wspaniałym pomostem łączącym głowę z resztą ciała, z równoczesną możliwością troszczenia się o siebie.
Aż w końcu poczujemy się na tyle bezpiecznie w swoim ciele, że pozwolimy, by ktoś trzymał w rękach nasza klatkę piersiową i będziemy mogli w nich się rozluźniać, zajmować przestrzeń i doświadczać trzymania, takim jakie ono ma być: wspierającym, miękkim, reagującym, dającym adekwatne granice.
W relacjach z bliskimi osobami leżenie na łyżeczkę jest jedną z lepszych praktyk, gdzie napięcie w klatce może się powoli roztapiać w kontakcie.
To był ostatni rodzaj reakcji w klatce piersiowej w odpowiedzi na historię, jaką niesie nasze serce. Zwykle większość napięć jest pomieszana, albo ułożone są one warstwami.
Ciało nie jest iluzją, jest rzeczywistością, którą uznając otwieramy się na całe spektrum naszego BYCIA.
Ciało jest tym, które żyje, czuje, doświadcza, które daje nam dostęp do Siebie samych w całości i sposobność do połączeń, i rozłączeń z Innymi.
Bycie w ciele to uznawanie jakości dotąd spychanych, czy zaprzeczanych. Oznacza to również przyjęcie odpowiedzialności za siebie, idącej za tym opieki i miłości do siebie, i względem siebie.
Szczęśliwie to ścieżka, na którą zawsze można wracać.
Marzena Barszcz,
Psychoterapeuta w Analizie Bioenergetycznej.