kw.

6

KRZYŻ: KIEDY CIERPIENIE ODBIERA ZMYSŁY.

Być może część z Państwa doświadczyła momentu, kiedy patrząc w oczy drugiego człowieka, doznajemy przeszywającego ukłucia bólu. Przez tę mikro sekundę, kiedy dusza spotyka duszę, ogarnia nas rozpacz i beznadzieja osoby, z którą wymieniliśmy spojrzenie. Łzy napływają do oczu, zabiera oddech i z przestrachem otrząsamy się z tego stanu, uspakajając się, że to była tylko iluzja. Oczywiście zawsze możemy wszystko relatywizować, ale możemy też uznać siłę neuronów lustrzanych i gotowość serca do kontaktu z drugim człowiekiem wraz z tym co niesie w sobie. Możemy też pomyśleć, że być może spotkaliśmy właśnie kogoś z zawieszeniem „krzyż” zwanym inaczej „strach na wróble”.
Informację o tym zawieszeniu zbierałam przez ostatnią dekadę. Po pierwsze z racji tego, jak skąpe są opisy w książkach Lowena, po drugie, że „krzyża” jest stosunkowo mało wśród nas, zwłaszcza w pełnej formie. Jest jeszcze jedna kwestia: dynamika tego zawieszenia łączy w sobie jakości: haka, wieszaka i oczywiście stryczka. To nie ułatwiło sprawy w klaryfikacji, co jest tak naprawdę jakościami „krzyża”.

BÓL A CIERPIENIE.
Ból jest wpisany w proces życia. Na potrzeby tego opracowania rozróżniam ból jako intensywny stan przejściowy i cierpienie, jako skutek długofalowy, doznawanego bólu, często nasilony przez brak wystarczająco wspierającego Otoczenia.
Kiedy przywołamy w pamięci pobieranie krwi, jest to nieprzyjemne uczucie, z chwilowym bólem ukłucia, które nie zostaje w nas na zbyt długo. Jeśli jednak wejdziemy w sytuację, kiedy osoba pobierająca, nie mogąc znaleźć naczynia wkuwa się po raz 3, 4, 5, siła naszej reakcji jest odruchowa. Wstrzymujemy oddech, napinamy mięśnie, odwracamy wzrok. Poziom naruszenia, jakie odczuwamy, wymaga od nas determinacji i siły woli byśmy pozwolili dalej na kontynuowanie. Niektórzy z nas zemdleją. Inni się zezłoszczą. Część ucieknie. Ale każdy z nas będzie próbował poradzić sobie szukając: „WYJŚCIA Z SYTUACJI”.
I to właśnie możliwość WYBORU odciąża całą sytuację, czyniąc ją dyskomfortową, ale nie traumatyzującą.

PIERWSZY POZIOM: czynniki trwale naruszające ciało.
• Ciężka choroba fizyczna, kiedy intruzywność leczenia przekracza możliwość pomieszczenia. Jeśli myślimy o małym dziecku, to wszytko co będzie robione na ciele, będzie doświadczane jako robione „na mnie”. Dziecko nie umie się jeszcze racjonalnie oddzielić od ja cielesnego. Każdy ból, unieruchomienie, przytrzymanie może być przeżyte jako naruszające.
• Przemoc i nadużycia seksualne, uwikłane dodatkowo w poczucie zależności od sprawcy przy jednoczesnym braku osoby, do której można byłoby się zwrócić.
• Wypadki z utratą części ciała lub wypadnięciem funkcji, długotrwałe unieruchomienie, nadmierna ekspozycja w słabości.

Wymienione wyżej sytuacje są tylko przykładami, w jakich okolicznościach może powstać krzyż. Można by powiedzieć:

CIERPIENIE FIZYCZNE + UWIKŁANIE + OPUSZCZENIE = KRZYŻ

DRUGI POZIOM: utrata nadziei.
Ciało umęczone bólem jest wystarczającym powodem do oddzielenia się od niego. Każdy z nas ma doświadczenie, kiedy coś nam dokucza i poczucie ulgi, kiedy to mija. Gdy ciężko, przewlekle chorujemy, kiedy doznajemy traum, ulga nie następuje, albo następuje za rzadko w stosunku do odczuwanego bólu. Wraz z brakiem ulgi następuje powolne obumieranie nadziei. Wyjścia ewakuacyjne niebezpiecznie się oddalają, a poczucie wpływu (wyboru) zanika. Co więcej na jakimś poziomie konieczny jest stan pogodzenia się ze wszystkim, co nas spotyka, bo jeśli jest to leczenie, to dla naszego dobra. A jeśli jest to sytuacja z bliską nam osobą, równocześnie nadużywającą nas, to zwyczajnie z lęku przed odwetem i utratą. Ten ŁYKNIĘTY KONFLIKT zawiesza się w nas rozpościerając ramiona i przytwierdzając w środku stan cierpienia.

WEWNĘTRZNE UKRZYŻOWANIE.
Dochodzi więc do sytuacji, kiedy z jednej strony doświadczamy cierpienia, a z drugiej strony nie widzimy dla siebie ratunku. Można by powiedzieć, że wewnętrznie jesteśmy przybici do cierpienia, a każda próba sprzeciwu wobec sytuacji oznacza utratę życia lub utratę obiektu, co dla dziecka właściwie jest zbliżonym doświadczeniem. Zarówno leczenie jak i opiekun są przeżywani jako sytuacja bez wyjścia, gdzie nie ma możliwości sprzeciwienia się.
Doświadczana przemoc staje się uprawniona wewnątrz i nie można przeciw niej wystąpić. Narasta impuls do oddania doznanego cierpienia, który natychmiast jest jeszcze mocniej zatrzymywany w sobie, z lęku przed napływającymi morderczymi impulsami. To są graniczne doświadczenia, które nie bez powodu opisywane są jako: „utrata zmysłów”, czy „lęk przed szaleństwem”.

DYNAMIKA CIAŁA: dlaczego krzyż?
Powstają dwie belki napięciowe, które podtrzymują, a zarazem kontrolują resztę bezwładnego ciała. Pozioma wzdłuż łopatek i pionowa wzdłuż prostowników grzbietu. To jest system napięć, który pozwolił przetrwać i równocześnie to, co dziś nie pozwala puścić i żyć. Możemy mieć takie wrażenie jakby ciało miało osunąć się w dół. A jednocześnie czujemy, że w środku jest jakiś drąg, na którym to wszystko wisi: opadająca głowa, lekko pochylona w bok i oczy, które nadludzkim wysiłkiem będą patrzeć w górę wołając do otoczenia: „CZY KTOŚ MI POMOŻE”, „JA JUŻ NIE MOGĘ, RATUNKU”

CIAŁO W KONFLIKCIE:
W diagnozie, kiedy czytamy ciało szukamy między innymi sprzecznych jakości tzw.: REPREZENTACJI KONFLIKTOWYCH. Krzyż jest świetnym przykładem na to, jak różne, niezależne dynamiki zamknięte są w jednym systemie, jakby dany człowiek miał części z różnych osób. W tym zawieszeniu takich reprezentacji jest co najmniej kilka, co wskazuje na siłę i głębokość ścierających się konfliktów, a więc też intensywność cierpienia w życiu.

JAK SOBIE POMÓC?
Przede wszystkim w terapii. Nie polecam tu pracy samodzielnej, bo poziom bólu doświadczonego w opuszczeniu, a nie rzadko w uwikłaniu jest w moim poczuciu zapisem możliwym do otwierania w towarzyszeniu wspierającej i rozumiejącej poziom doznawanego cierpienia osoby. Puszczanie tego bólu oznacza również dopuszczanie morderczych impulsów i stworzenie przestrzeni na wyrażenie ich.

TOWARZYSZENIE W CHOROBIE:
Dzieciom, dorosłym, starszym… Mało mówimy w Polsce, że nie ma konieczności cierpienia z bólu. Sam ból to dość. Wręcz przeciwnie, mam poczucie, że cierpienie jest nadal gloryfikowane.
Niewielu jest jeszcze specjalistów zajmujących się zmniejszeniem bólu w chorobie. Zdaje się też, że jest małe przyzwolenie na dostępność środków, tak radykalnie poprawiających jakość życia w bólu. Kiedy myślę o pacjentach neurologicznych czy onkologicznych ogarnia mnie bezradność na to, że są narażani na skalę bólu, która dziś możliwa jest do zmniejszenia. Cóż „domaganie się” wydaje się nadal właściwym słowem w dbaniu o jakość życia naszych chorych.

DZIECKO W BÓLU
Dziecko wobec bólu jest zupełnie bezradne, niezależnie fizycznego czy psychicznego.
To, co bez wątpienia będzie czynnikiem chroniącym, to by nie dochodziło do opuszczenia, gdy dziecko choruje. O tym czy krzyż się zawiesi (poza poziomem doświadczonego bólu) decyduje też jakość wsparcia i obecności przy dziecku w czasie jego cierpień: i tych malutkich, i tych wielkich.

KRZYŻ W DOROSŁOŚCI.
Utrata, złamane serce, żałoba, ciężka choroba to sytuacje gdzie w każdym z nas dynamika krzyża może się uaktywnić, niezależnie od zwieszenia wyjściowego. Kiedy rozpoznajemy w sobie tendencję do beznadziei, zapadania i gdy myśli o śmierci są i dają ulgę, krzyż wita do naszych drzwi. Zatroszczmy się wtedy o siebie szczególnie. Nie w samotności, zdecydowanie w towarzystwie, które nas wtedy uniesie. Choćby dosłownie.

Marzena Barszcz

New user? | Forgot your password?